Kącik kulturalny - o polskiej kinematografii i nietrafionych wyborach literackich.

 Kącik kulturalny - polska kinematografia i nietrafione wybory literackie.

Nie dość, że luty to najkrótszy miesiąc w roku to mam wrażenie, że ktoś dodatkowo przyspieszył mój zegarek i doba znacząco się skróciła. Nie wiem gdzie ten czas tak goni, ale jeśli pędzi w stronę wiosny to nie będziemy się aż tak mocno gniewać prawda? Skoro jednak luty już za nami to czas na książkowo-filmowe podsumowanie miesiąca.

CO PRZECZYTAŁAM?

Nie wiem, co tu się wydarzyło, ale luty pod względem literackim rozczarował mnie i to bardzo. Moje wybory były tak nietrafione, że chyba gorzej już być nie mogło.

"LŚNIENIE" STEPHEN KING

Kinga albo się kocha, albo nienawidzi. Nie ma tu żadnych półśrodków. Z jego literaturą mam zdecydowanie love-hate relationship. Czasem totalnie mnie zaskakuje genialnością swoich publikacji, a innym razem rozczarowuje i zanudza na śmierć. Po „Lśnienie” sięgnęłam skuszona wieloma pozytywnymi recenzjami. Według znakomitej większości recenzentów to wręcz arcydzieło. Podobno jedna z najstraszniejszych książek Kinga. Fascynująca i zaskakująca. Zastanawiam się więc czy na pewno czytaliśmy tę samą książkę. Muszę przyznać, że czuję się mocno rozczarowana. Miałam się kryć pod kołdrą ze strachu, a tymczasem wiało nudą. King ma to do siebie, że czasem lubi sobie przeciągnąć fabułę do granic możliwości, a tu spokojnie można by obciąć ze 100 stron bez szkody dla całej historii. Trochę emocji dostarcza jedynie sama końcówka, choć jest ona bardzo przewidywalna. Jedynym plusem jest dwuznaczność historii i wątek psychologiczny. Czy główny bohater został opętany, czy może po prostu był obłąkany? Wybór należy do Ciebie.

"JAK ROBIĆ LEPSZE ZDJĘCIA NA INSTAGRAM? PRAKTYCZNY PORADNIK DLA TWÓCÓW I NIE TYLKO." ANIA ULANICKA

To pierwsza publikacja, po którą sięgnęłam, w ramach mojego założenia, że w tym roku stawiam na rozwój osobisty. Poświęciłam temu ebookowi wpis na blogu, dlatego też odsyłam Cię do tego tekstu, by nie powielać treści. Kliknij tutaj, żeby przeczytać co o nim sądzę.

"ACH, TEN CUKIER." ANNA REGUŁA

Dopóki nie zaszłam w ciążę sama zmagałam się z insulinoopornością. Na szczęście przy pomocy dietetyczki udało mi się pokonać chorobę. Po tę publikację sięgnęłam, bo bardzo dużo osób ją polecało. Co prawda mam wrażenie, że o insulinooporności wiem już wszystko, ale zawsze warto sprawdzić, czy nie pojawiły się jakieś nowe informacje i zalecenia. Książka porusza wszelkie kwestie związane z odżywianiem w cukrzycy, insulinooporności i otyłości. Znajdziesz tu wszystkie niezbędne informacje dotyczące tego tematu. Ania wyjaśnia istotne kwestie w sposób wyczerpujący i przystępny dla każdego. Warto przeczytać, nawet jeśli uważasz, że posiadasz już wystarczającą wiedzę. Książka idealnie ją systematyzuje.

"ZBRODNIA WIGILIJNA." GEORGETTE HEYER

To mogła być bardzo dobra książka, ale niestety mocno mnie rozczarowała. Widać tu bardzo wyraźnie inspirację książkami Agathy Christie. Grupa osób zaproszona w jedno miejsce, jedna z nich ginie, a więc mamy do czynienia z klasyczną zbrodnią zamkniętą. Christie jest mistrzynią takich scenariuszy. Czego nie mogę powiedzieć o autorce „Zbrodni wigilijniej”. Całość jest strasznie przewidywalna, a fabuła rozwleczona do granic możliwości. W początkowej fazie czytania zachodziłam w głowę, dlaczego ilekroć sięgam po tę książkę od razu zaczyna chcieć mi się spać. W końcu zrozumiałam, że wieje tu po prostu nudą. Można by z powodzeniem skrócić tę publikację o 1/3, a czytelnik nawet by tego nie zauważył. Rozwiązanie zagadki nie zaskakuje, a fabuła jest poprowadzona w taki sposób, że nawet przez chwilę nie zastanawiamy się kto jest odpowiedzialny za tę zbrodnię, bo najzwyczajniej w świecie wiemy to od samego początku. Ot taka niezbyt udana podróbka twórczości królowej kryminałów.


"RATOWNIK" TOMASZ MITRA

Mam mieszane uczucia, co do tej książki. Naprawdę chciałam, żeby mi się podobała. Lubię literaturę faktu, a ta medyczna zazwyczaj jest bardzo ciekawa. Natomiast „Ratownik” mocno mnie rozczarował. Chyba oczekiwałam po prostu czegoś innego. Zdecydowanie liczyłam na więcej anegdot związanych z pracą ratownika medycznego. Myślałam, że ta pozycja pozwoli czytelnikowi poznać ratownictwo medyczne od drugiej strony. Całość świetnie się zapowiadała. Autor nie przebiera w słowach, choć zapewne nie wszystkim przypadnie do gustu ostry i wulgarny język – opisuje swoją pracę bez dodatku lukru. Niestety im dalej w las, tym ciemniej. Więcej tu o seksie, narkotykach i imprezach zakrapianych alkoholem niż o pracy medyka. Jeśli więc interesuje Cię coś więcej niż to, co autor robił po godzinach pracy to chyba nie jest to najlepszy literacki wybór.


"PORNO" ROBERT ZIĘBIŃSKI

To jedna z tych książek, która jest nieoczywistym wyborem, jeśli chodzi o moje literackie zainteresowania. Sięgnęłam po nią jednak, bo najzwyczajniej w świecie byłam ciekawa, co można napisać o branży, która w Polsce zdecydowanie jest tematem tabu. Cóż, w tym miesiącu chyba moje książkowe wybory nie były zbyt trafne. Także i ta książka nie zrobiła na mnie zbyt dobrego wrażenia. Niewątpliwym plusem jest sposób, w jaki autor postanowił zaprezentować temat. Opowiada o branży porno oczami ludzi, którzy zajmują się tym na co dzień, poprzez serię przeprowadzonych z nimi wywiadów. Niestety całość jest monotonna i dość nudna. Każdy z zaproszonych gości wypowiada się w tym samym tonie. Ewidentnie książka była napisana, by udowodnić konkretną tezę. Wydźwięk jest taki, że porno jest demonizowane i nikt nie rozumie ludzi, którzy zajmują się tym biznesem. Zdecydowanie brakuje tu ujęcia tematu od drugiej strony. Wątpię, by ktoś uwierzył, że porno branża nie ma absolutnie żadnych ciemnych stron. Choć rozumiem, że raczej ciężko było dotrzeć do ludzi, którym porno zniszczyło życie i którzy byliby skłonni podzielić się, z szeroką publicznością, swoimi historiami. Potencjał nie został jednak wykorzystany.

"MORDERSTWO NA ŚWIĘTA." FRANCIS DUNCAN

Tak, dobrze widzisz, w lutym przeczytałam aż dwie książki, które z założenia powinny być czytane w grudniu. No cóż, gdzieś się zawieruszyły w czeluściach Kindle, a skoro je odnalazłam to lepiej było przeczytać je teraz niż np. w środku lata. Ta książka ostatecznie przekonała mnie, że fanką świątecznej literatury jednak nie zostanę. Nawet jeśli są to kryminały. Nie wiem, czy to zbieg okoliczności, czy wszystkie tego typu lektury pisane są przez kalkę. „Morderstwo na święta” bardzo przypomina „Zbrodnię wigilijną” i niestety tak samo wieje tu nudą. Cała historia jest rozwleczona do granic możliwości i nie ma tu mowy o typowym dla kryminałów trzymaniu czytelnika w napięciu. Ponadto rozwiązanie zagadki jest banalne i zupełnie nie zaskakuje, a bohaterowie są płascy i bez polotu. Zdecydowanie szkoda czasu na tę historię.

CO OBEJRZAŁAM?

Luty miał być miesiącem filmowym, ale jak widać nie wyszło. Tylko dwa obejrzane filmy. Niestety po raz kolejny utwierdziłam się w przekonaniu, że polska kinematografia nie umie w audio, a ja nie jestem w stanie zdzierżyć fatalnie nagranego dźwięku. Dobrze, że chociaż Hiszpanie nie zawiedli.

"ZRÓB PORZĄDEK Z THE HOME EDIT."

Oglądanie programów o sprzątaniu to takie moje małe guilty pleasure. Po każdym odcinku mam ochotę od razu rzucić się w wir porządków. Na szczęście szybko mi przechodzi (mówiłam już jak bardzo nienawidzę sprzątać?). „Zrób porządek z The Home Edit” to program, w którym w każdym odcinku Clea i Joanna porządkują przestrzeń w domu jednej ze znanych osób, a także pomagają uładzić otoczenie jednego zwykłego śmiertelnika. Warto obejrzeć, bo można podpatrzeć wiele fajnych rozwiązań, jeśli chodzi o organizację. Kilka pomysłów na pewno wykorzystam u nas w domu. Oczami wyobraźni widzę już te wszystkie pojemniki pięknie oznaczone etykietami. 

"PLAGI BRESLAU."

Technicznie rzecz biorąc ten film nie powinien znaleźć się w zestawieniu. Przyczyna jest prosta – nie obejrzałam go. Wierz mi chciałam, ale jedyne, na co było mnie stać to pierwsze 10 minut. Właściwie to nie spodziewałam się po „Plagach…” zbyt wiele. Myślałam jednak, że najgorsze co wyprodukował Vega to „Botoks”. Tymczasem okazało się, że życie jest zaskakujące i można stworzyć dzieło gorsze niż złe. Pomijam już fakt, że dźwięk nagrywany był chyba kalkulatorem, bo udało mi się zrozumieć może jakieś 10% tego, co mówili aktorzy. A nie przepraszam, co drugie słowo w wypowiedziach bohaterów to, tak ukochane przez Polaków, słowo na K i to akurat, dziwnym trafem, dało się usłyszeć za każdym razem. Gorsza niż dźwięk była tylko gra głównej bohaterki. Ten irytujący sposób mówienia przez zęby – MA-SA-KRA. Szkoda było mojego cennego czasu, by się męczyć i próbować obejrzeć to coś do końca.

"CONTRATIEMPO"

Obowiązkowa pozycja na liście każdego fana kryminałów i thrillerów. Genialnie poprowadzona fabuła, przemyślana w najdrobniejszych szczegółach. Fantastyczne zwroty akcji i ten jakże wyczekiwany twist na koniec. „Contratiempo” jest dowodem na to, że można zrobić świetny thriller i nadać tempo wydarzeniom nie wykorzystując klasycznych tricków znanych z filmów akcji. Nie znajdziesz tu częstych zmian lokalizacji ani przekombinowanych efektów specjalnych. Tak naprawdę najważniejsza część fabuły umiejscowiona została zaledwie w jednym pokoju. Wydawałoby się, że nieustanne odtwarzanie wydarzeń jednego wieczoru sprawi, że całość będzie nudna, a rozwiązanie zagadki oczywiste. Tymczasem historia opowiedziana z kilku perspektyw z każdym kolejnym razem odkrywała nowe zaskakujące fakty, które całkowicie zmieniały nasz punkt widzenia. To kryminał, thriller i film psychologiczny w jednym. Zdecydowanie warto obejrzeć.

To tyle, jeśli chodzi o lutowy kącik kulturalny. Nie był to najlepszy miesiąc pod względem literackim. Mam jednak nadzieję, że w marcu uda mi się wyszukać jakieś perełki.

Daj znać, w komentarzach, co ciekawego ostatnio przeczytałaś i/lub obejrzałaś i co polecasz.